Siedzieliśmy
w moim pokoju, który sam zaprojektowałem, przez co w ogóle nie przypadła do
gustu mojej przyjaciółce, Alessie. Był cały niebieski i kiedy się do niego
wchodziło, temperatura jakby obniżała się o kilka stopni.
- Ten
film był zdecydowanie lepszy od książki – obstawałem uparcie przy swoim.
Sięgnąłem do torebki z chipsami, ale moja ręka nie natrafiła na nic. – Zjadłaś
wszystkie?
Wyszczerzyła się, po czym spojrzała na niego
jak na robaka.
- Książka nie może być gorsza od filmu, lepiej
to zapamiętaj – skierowała na niego oskarżycielsko ostatnim chipsem.
- Grubo się mylisz – odparł, rozciągając się
na niebieskim fotelu. Wstała z kanapy i zmieniając temat rozmowy, po raz enty
zaczęła krytykować wystrój mojego pokoju.
- Mahoń nie pasuje do niebieskich ścian.
Indygo lepiej by się wkomponowało.
- Gdybym wiedział co to jest, mógłbym się zacząć
kłócić – popatrzyłem na nią z pogardą.
- Ale że jesteś kompletnym ignorantem nie uda
ci się to. Zresztą jak wszystko inne – wskazała na biurko. – Przesuń je tam,
koło szafy.
- No chyba cię pogięło – parsknąłem śmiechem.
- Królewsko cię zignoruje, gdyż mogłoby to się
dla ciebie źle skończyć – machnęła na mnie ręką.
- Co za elokwencja – wybuchnąłem śmiechem.
- Co za zdziwienie w głosie – lekko się
uśmiechnęła.
- Nie spodziewałem się tego po tobie.
- I facet się nazywa moim przyjacielem –
westchnęła.
- Ten facet zna cię od pięciu lat.
- Widać nie wystarczyło. I mam pomysł, przesuń
kanapę w ten róg koło półki z książkami.
Kiedy
kompletnie ją zignorowałem, westchnęła i powiedziała:
- Nudzi mi się. Idziemy grać w kosza? –
zapytała podekscytowana.
- Niech ci będzie, to
twój pierwszy dobry pomysł w życiu – wstałem z ociąganiem, a ona uniosła dwie
ręce w geście zwycięstwa, układając je w literę „V”.
- Zjadę cię –
powiedziała z wrednym uśmieszkiem na twarzy, nucąc pod nosem swoją przeróbkę „I
am the champion”.
- Bardzo wątpię –
pewnie miała rację, ale nie zamierzałem jej tego mówić.
Wyszliśmy
trzaskając drzwiami (po drodze złapałem piłkę) i przywołaliśmy windę.
Zjechaliśmy z samej góry trzynaście
pięter w dół na parter. Miałem to szczęście, że boisko znajdowało się tuż pod
moim blokiem. Alessia wybiła mi piłkę i pobiegła, kozłując, do dwóch
chłopaków grających akurat w koszykówkę. Przybiła im piątkę, po czym ten wyższy
chłopak, jak mu tam było – Tommy? A, nie, Tony! – właśnie skończył robić wsad i
podał jej piłkę. Alessia postanowiła się przed nim popisać, rzucając do kosza z
połowy boiska. Kiedy pogratulował jej oklaskami, pomyślałem, że zaraz mnie zemdli.
- Dobra, wybieramy składy – zadecydowała.
- Chyba wiem, z kim masz zamiar grać –
mruknąłem pod nosem.
- Matt, poznałeś już Clarka? – uśmiechnęła się
do mnie słodko.
- Dobra, stary, chodź tu – zawołałem kolegę
ruchem ręki na naszą połowę. Popatrzyłem z zażenowaniem na moją przyjaciółkę.
Odgarnęła
właśnie kosmyk blond włosów z czoła, które wymknęły jej się z kucyka. Była o
głowę niższa od Tony’ego, ale i tak wysoka jak na swój wiek (170 cm na 13 lat –
niezły wynik, nie powiem). Miała szczupłą sylwetkę i brązowe oczy, a ubrała się
w lekko za duże czarne spodenki i koszulkę Nike’a. Tony i Clark włożyli stroje
koszykarskie, bo obaj grali w szkolnej drużynie.
- Gramy na jednej czy dwóch połowach? –
zawołała Alessia.
- Coś ty, za szybko by się zmęczyli – odparł Tony
z kpiącym uśmiechem.
- Jak chcesz – wzruszyłem ramionami. – Nie będę
się kłócić z palantami.
Alessia rzuciła mi wyzywające spojrzenie, a ja
założyłem ręce na piersi, na co parsknęła śmiechem. Podała piłkę do Tony’ego i
wbiegli na naszą połowę. Podbiegłam blokować Tony’ego, który bez problemu
przerzucił mi piłkę między nogami. Alessia zwinnie złapała ją i dwa punkty z
dwutaktu. Ponownie wzruszyłem ramionami i pobiegłem po piłkę, by wyrzucić ją
zza linii autowej. Podałem piłkę kozłem do Clarka pod ramieniem Alessi, która
próbowała ją przechwycić.
Mimo moich
obaw, gra toczyła się równo, zdobywaliśmy punkt za punktem. Kiedy wynik wynosił
30 – 34 dla moich przeciwników, zaczęło padać i się ściemniło. Po pięciu
minutach przemokliśmy całkowicie. Graliśmy jeszcze około pół godziny, gdy
zaczęło grzmieć i pierwsze pioruny przecięły niebo. Pobiegliśmy do najbliższego
zadaszonego przystanku autobusowego, gdzie rozstaliśmy
się i rozeszliśmy do domów. Alessia oczywiście poszła do mnie, bo mieszkała
za miastem (a Tony nie raczył jej zaprosić), skąd miała naprawdę kiepski
dojazd. Okazało się, że wysiadł prąd i musieliśmy wchodzić na trzynaste piętro
na piechotę. Kiedy dotarliśmy w końcu na górę, przywitał nas mój kot, którego
Alessia prawie kopnęła i okrzyk mojej mamy:
- GDZIEŻEŚCIE SIĘ PODZIEWALI, NICPONIE?!
- To przez niego! – Alessia wskazała na mnie ruchem
głowy bez mrugnięcia okiem.
- A któż by inny? – westchnęła mama,
przyznając jej mimowolnie rację. Przyjaciółka wyszczerzyła się do mnie zza pleców
mojej rodzicielki.
- Zdrajczyni – mruknąłem, ale nigdy się nie dowiedziały,
o którą mi chodziło, bo w tej chwili kot zrzucił garnek z blatu, więc mama
wróciła do kuchni, krzycząc.
- Idę zadzwonić do taty, czy mogę zostać – powiedziała i poszła do
jego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
I tak
wiedzieli, że ojciec jej pozwoli, bo nie raz już zostawała u niego na noc. Mama
tymczasem wróciła i zaczęła pytać:
- Gdzie byliście?
- Graliśmy w kosza – wzruszyłem ramionami. – Z
kolegami.
- Trzeba było wrócić, jak zaczęło padać –
upomniała mnie. – Jesteście głodni?
- Trochę. Zawołam Alessie – wszedłem do
swojego pokoju i zobaczyłem, że dziewczyna kończy rozmowę.
- Taaak, tato. Wszystko genialnie. Tak. No, to
hej. Do zobacz… do usłyszenia – rozłączyła się.
– Przesadza. Naprawdę przesadza
– domyśliłem się, że chodzi o jej tatę. – Dopiero wczoraj wyjechał, a już się
pyta czy aby na pewno nie czuję się samotna – westchnęła, a ja odparłem:
- No przecież masz mnie – uśmiechnąłem się
łobuzersko.
- I na szczęście inteligentne przyjaciółki w
klasie.
- Co chcesz zjeść? – wskazałem palcem na
kuchnie.
- Serio? A pomyślałabym, że mamy jeść w
łazience – sarknęła.
- Jak chcesz, to możesz.
- Prędzej zamknę tam twojego sierściucha.
- Nie mów tak o moim biednym kotku.
- Bo co? – spytała kpiąco.
- Co chcesz jeść? – wzniosłem oczy do nieba.
- Poddałeś się. Czyli wygrałam! – wyszczerzyła
się. – Frytki raz dla zwycięzcy, proszę.
Weszliśmy do
kuchni, całej w pomarańczowych kafelkach. Mama krzątała się, smażąc frytki –
gdy Alessia u nas była zawsze jadła to samo. Ja nie miałem nic przeciwko, pod warunkiem,
że sos czosnkowy był w domu, a dzisiaj był obecny. Usiedliśmy przy stole, który
miał wzór w skrzydła i włączyliśmy mały telewizorek, by oglądnąć wiadomości. Zaczęliśmy
zajadać, nie zważając za bardzo na spikera, który oznajmił, że kangur zwiał z
miejskiego zoo.
- …jeżeli ktoś zobaczy tego wesołego torbacza
niech zadzwoni pod numer, który zaraz wyświetli się na ekranie. Nad całym
krajem zawisły burzowe chmury, co może przerywać dopływy prądu. Dotychczasowe
zniszczenia objęły dwie fabryki, znajdujące się w Nowym Jorku. Deszcz i
wyładowania piorunów zmuszają nas do zachowania większej ostrożności, o co
nawołujemy. Prosimy dzwonić pod specjalny numer, jeżeli natrafią państwo na
godne uwagi wypadki.
- Dawno nie widziałam takiej burzy – mama zerknęła
z niepokojem przez okno, zbierając talerze.
Wstaliśmy od
stołu i poszliśmy po zapasowy śpiwór. Kiedy wróciłem ze strychu (mieszkanie na
ostatnim piętrze dawało dostęp do dachu) rzuciłem go na podłogę, wiedząc, że to
ja będę spał na materacu. Oczywiście dlatego, że jestem dżentelmenem i ustępuję
dziewczynom.
- Ej, złaź! – zawołałem, widząc, że Alessia
zaczyna skakać po moim łóżku.
- Dobra! – rzuciła się na poduszki. – Oglądamy
jakiś film?
- Tak, tylko tym razem ja wybieram.
- Nie mam ochoty oglądać znowu Kubusia
Puchatka!
- Hahaha, bardzo śmieszne – odparłem sarkastycznie.
– Miałem raczej na myśli „Spidermana”.
- Z Tobym Maguirem czy Andrew Garfieldem? –
zapytała podejrzliwie. Widząc jego skołowane spojrzenie, dodała: - Normalny „Spiderman”
czy „Niesamowity Spiderman”?
- „Niesamowity” – odparłem.
- To możemy oglądać. Przynajmniej będzie na kogo popatrzeć. A jak mi się znudzi, to
Tony dał mi swój numer.
- Myślałem, że się już na niego nagapiłaś –
wyszczerzyłem się.
- Musiałam się skupić na grze. Choć i bez tego
bym wygrała.
- Był remis. Nie wygrałaś – zaprzeczyłem.
- Oczywiście, że wygrałam! Śmiesz wątpić? –
spytała spod przymrużonych powiek.
- Otwarcie i głośno.
- Nędzny śmiertelniku! Przesadziłeś – kopnęła mnie
w piszczel.
- Bolało?
– uśmiechnąłem się szeroko.
- Chciałbyś – warknęła. – Włączaj.
- Oczywiście, moja droga – ukłoniłem się
żartobliwie.
Resztę
wieczoru spędziliśmy na oglądaniu filmu i udowadnianiu sobie swojej wzajemnej
miłości.
************
HAHAHA XD
Mamy nadzieję, że się podobało :D My mieliśmy wiele uciechy przy pisaniu tego J Piszcie komentarze, trochę krytyki
Michałowi się przyda ;)
Michał&Ola/Ola&Michał
Czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuńŚwietne :)
OdpowiedzUsuńOgólnie mi się spodobało :) Ten blog ma być o Herosach, tak? To dobrze, bo szukam dobrego bloga o tematyce PJ. Niedawno znalazłam misja-hogwart.blogspot.com - o HP i PJ, polecam! Ale wróćmy do waszego.
Nie wiem co napisać, bo weny nawet na komentarz nie mam ( :( ), a nie chcę bezsensownie słodzić. Piszcie dalej, no :P
Pozdrawiam i weny życzę :D
~Marta ♥
Strzesz się, bo oto jestem. Tak, tak, pojawiam się znikąd, jak ninja ;D. Rozdzialik wspaniały. Książka gorsza od filmu? Pff, pierwsze słysze.
OdpowiedzUsuńJuż lubie tych dwoje. Nie ma to jak kłócić się o wystrój pokoju, hehe.
Też mam 170 cm xd.
Frytki + sos czosnkowy = pokarm bogów.
Taa... Jestem dość oryginalną oddaną fanką "Niesamowitego Spidermana" <3. Skutki posiadania tak wielu braci... Hahahahaha
Tak więc - rozdział MEGA. Jestem z telefonu, ale jak dorwę się do kompa to zaobserwuje.
Weny ;*
Hej. Zapowiada się bardzo fajnie. Już mi się podoba. Nie będę się rozpisywać, ponieważ jestem na telefonie. :) Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://zyciesamopiszescenariusze.blogspot.com